Zapięte pasy nadal ze znakiem zapytania

Od tragicznego wypadku minęło już kilkanaście dni, nadal nie rozwikłana została sprawa pasów bezpieczeństwa. Nikt nie potrafi dziś powiedzieć, kto był w nie zapięty.

Przypomnijmy, że w wypadku zginęła 2-letnia dziewczynka. Jej rodzice i 6-letnia siostra zostali ranni. Wszyscy jechali oplem. W ten samochód uderzył czołowo peugeot. Prowadząca go kobieta tłumaczyła po wypadku, że zjechała na przeciwny pas ruchu, ponieważ ratowała się przed uderzeniem w tył poprzedzającego ją pojazdu, który zaczął gwałtownie hamować.

<!** reklama left>Dzień po zdarzeniu, toruńscy policjanci podali wstępnie - opierając się na relacji funkcjonariuszy, którzy byli na miejscu zdarzenia - że nikt z jadących oplem nie był zapięty w pasy bezpieczeństwa.

Tymczasem z dziennikarzami zaczęli kontaktować się świadkowie wypadku, którzy twierdzili, że było inaczej. Zadzwoniła do nas również matka dziewczynki jadącą wówczas oplem. Zapewniała, że ona i dzieci były zapięte w pasy.

Policja na razie nie ustosunkowała się do tych sprzecznych wersji. Biuro prasowe komendy miejskiej twierdzi, że trzeba poczekać na ostateczną opinię biegłego z zakresu ruchu drogowego, który po badaniach i przesłuchaniach świadków rozstrzygnie ten spór.

Jak na razie wątpliwości nie rozwiała również sekcja zwłok 2-letniej ofiary tragedii. Biegły lekarz nie wypowiedział się jednoznacznie na temat tego, czy dziewczynka mogła mieć zapięte pasy, czy też nie.

- Między innymi w związku z tym będzie go trzeba dodatkowo przesłuchać - mówi Małgorzata Piotraszewska, szefowa Prokuratury Rejonowej Toruń- Wschód.

Przyczyną śmierci dziewczynki były poważne obrażenia głowy. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, miała ona również na ciele siniaki, ale lekarz nie napisał w opinii, czy ślady te pochodzą od zapiętych pasów bezpieczeństwa.