W piątek, w ostatnim dniu festiwalu teatralnego „Kontakt”, pokazano dwa przedstawienia, skrajnie ocenione przez sporą część publiczności.
<!** Image 2 align=right alt="Image 85740" sub="Przedstawienie „Brzmienie ciszy” łotewskiego Teatru Nowego z Rygi, które zostało nagrodzone owacją na stojąco / Fot. Adam Zakrzewski">„Brzmienie ciszy” Teatru Nowego z Rygi nagrodzono owacją na stojąco, a z „Burzy” Małego Teatru z Wilna część widzów wyszła po pierwszej połowie.
Słodkie lata 60.
Zgodnie z tytułem, w łotewskim spektaklu aktorzy nie wypowiadają ani słowa. Słuchamy za to fragmentów piosenek z lat 60., najczęściej duetu Simon and Garfunkel, w tym, oczywiście, jego „Sound of Silence”. A muzyki zachodnich (w naszym „obozie” nieobecnych) wykonawców bohaterowie słuchają ze zdobycznych winylowych płyt, z taśm na szpulach, z przenośnych „tranzystorów” i innych radioodbiorników, przebijając się przez szum zagłuszarek. A jeśli się bardzo pragnie, muzyka idoli wydobywa się nawet ze…słoików typu twist i z wiadra z wodą. Na jej słuchanie chodzi się też do baby, która nią częstuje niczym meliniara nielegalnym alkoholem. Tak, jesteśmy w słodkich latach 60. z ich plastikową, kolorową urodą, z feerią psychodelicznych wzorów na spódnicach hipisujących dziewczyn i geometrycznych deseni na sukienkach z żurnali. Z wolną miłością, narkotykami – tu zakamuflowanymi pod postacią niewinnego mleka, po którym się… lata jak motyl.
Czy to Związek Radziecki?
<!** reklama>Wszystko to pokazane jest pięknie plastycznie i aktorsko (osobom, które w tamtych czasach przeżywały młodość, łza się w oku kręci), choć można się zastanawiać, czy znajdujemy się w sowieckiej wówczas Rydze, czy raczej w bogatym Sztokholmie. Chyba że łotewskie dzieci kwiaty miały dużo zrzutów ciuchów z Zachodu i jakoś wymigiwały się od zebrań Komsomołu. Ale przecież nie o prawdę czasu, prawdę ekranu tu chodzi. Chodzi o życie. Oto wolne dzieci kwiaty, zasłuchane w muzykę, czyniące miłość zamiast wojny, po prostu dorastają, żenią się (lub wychodzą za mąż). I gdy przychodzą na świat ich dzieci, gdy trzeba przyjąć odpowiedzialność, to coraz trudniej znaleźć muzykę w wiadrze z wodą. A kto za wszelką cenę pragnie ją nadal słyszeć, za długo trzyma głowę w wiadrze, ten tonie…
Przeciwko drugiej inscenizacji wielu widzów zagłosowało nogami, nie wracając po przerwie. Była to „Burza” Szekspira wyreżyserowana przez szwedzkiego reżysera Etienne’a Glasera w Małym Teatrze w Wilnie. To teatr, który na ”Kontakcie” zdobywał nagrody za świetne spektakle Rimasa Tuminasa. Wspominano to z żalem oglądając wileńskich aktorów, z Povilasem Budrysem w roli Prospera na czele, zaprzęgniętych do nieudanego przedsięwzięcia. Bo oglądając przedstawienie Glasera ma się wrażenie, że reżyser nie odpowiedział sobie na pytanie, po co wziął się za „Burzę”. A brak koncepcji próbował nadrobić tzw. „pomysłami”. Na przykład w roli zwiewnego ducha Ariela obsadził całkiem niezwiewną aktorkę (czy chodziło o to, że Ariel to najwierniejszy pomocnik Prospera, niczym dobra żona?). Kaliban, tubylec z wyspy, na którą Prospero trafił przed laty jako rozbitek, biega po scenie z przyrodzeniem na wierzchu… Itp., itd. Słowem – „nic w płaszczu Prospera”, że pozwolę sobie użyć tytułu słynnego wiersza Różewicza, wiersza mądrego i znaczącego, w przeciwieństwie do przedstawienia Glasera.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?