Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To było morderstwo czy nieszczęśliwy wypadek?

Waldemar Piórkowski
Waldemar Piórkowski
Robert S. z Grudziądza w marcu 2006 roku wyszedł z więzienia po odbyciu 12-letniej kary za zabójstwo. We wrześniu został zatrzymany pod zarzutem morderstwa niedaleko Wąbrzeźna.

Robert S. z Grudziądza w marcu 2006 roku wyszedł z więzienia po odbyciu 12-letniej kary za zabójstwo. We wrześniu został zatrzymany pod zarzutem morderstwa niedaleko Wąbrzeźna.

Wczoraj w toruńskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces przeciwko Robertowi S. Przyznał się do winy, ale odmówił składania wyjaśnień. Zdarzenie, które zakończyło się śmiercią mężczyzny, nazywał raczej wypadkiem niż zbrodnią.

<!** reklama left>Tuż po wyjściu z Zakładu Karnego, Robert S. poznał Teresę B., mieszkankę Zielnowa, niedaleko Wąbrzeźna. Jeździł do niej często. Czasami zostawał na noc, pracował również przy zbiorze jabłek.

Przed poznaniem Roberta S. kobieta przez pewien czas żyła w nieformalnym związku z Janem W. Miała z nim dwójkę dzieci. W czasie, gdy mieszkankę Zielnowa odwiedzał już Robert S., Jan W. był w więzieniu. Miał z niego wyjść we wrześniu 2006 roku.

– Teresa bała się swego poprzedniego towarzysza życia – wyjaśniał podczas śledztwa Robert S. – Mówiła, że ją straszył i bił. Chciała, abym był z nią w domu, gdy Jan W. pojawi się na wolności i przyjedzie do Zielnowa.

Jan W. rzeczywiście pojawił się w tej miejscowości 24 września 2006 roku. – Poprosił o spotkanie z dziećmi, dał im prezenty – wyjaśniał podczas śledztwa Robert S.

Już wówczas – jak wynika z aktu oskarżenia – doszło pomiędzy mężczyznami do pierwszej słownej utarczki. Potem Jana W. zawołali koledzy i poszedł do pobliskiego sklepu, gdzie prawdopodobnie pił alkohol. Kilka razy po zakupu w sklepie pojawił się również Robert S. Miał ze sobą nóż.

– Przywiozłem go z Grudziądza do obrony przed psami. Wtedy zabrałem do dla bezpieczeństwa – wyjaśniał podczas śledztwa Robert S.

Według jego relacji, po kolejnym wyjściu ze sklepu, Jan W. zaczął straszyć Roberta S., że naśle na niego „chłopaków”. Groził również swojej byłej konkubinie.

– Potem uderzył mnie głową w łuk brwiowy – wyjaśniał w prokuraturze Robert S. – Wtedy wyciągnąłem nóż. Staliśmy bardzo blisko siebie. Tak, że on się po prostu na niego nadział.

Ranny przebiegł jeszcze kilka metrów i upadł. Robert S. sprawdzał czy żyje.

– Mówiłem mu, żeby nie uciekał, bo jest ranny i trzeba mu pomóc – mówił prokuratorowi oskarżony. – Kiedy stwierdziłem, że nie żyje, pomyślałem – i znowu trup.

Oskarżony sam wezwał pogotowie i czekał przy rannym na przyjazd policji.

Wczoraj w sądzie Robert S. przyznał się do winy. Stwierdził jednak, że nie chciał nikogo zabić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska