Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W kleszczach przydrożnego sutenera

Grażyna Ostropolska
Ten proces sądowy odsłania kulisy prostytucji w naszym regionie. Ujawnia, kto ten biznes kontroluje. Od kogo w tej branży bierze się haracze oraz jakich gróźb używa się wobec opornych. I jak alfons karze krnąbrne dziewczyny.

Ten proces sądowy odsłania kulisy prostytucji w naszym regionie. Ujawnia, kto ten biznes kontroluje. Od kogo w tej branży bierze się haracze oraz jakich gróźb używa się wobec opornych. I jak alfons karze krnąbrne dziewczyny.

<!** Image 2 align=right alt="Image 118041" sub="Śledczy ustalili, że kontrolowane przez oskarżonych kobiety musiały oddawać połowę zarobionych pieniędzy. „Opiekunowie” wyznaczali im rewiry świadczenia seksualnych usług, decydowali o ich ubiorze i zmianie wyglądu. / Fot. Adam Zakrzewski">- Codziennie, oprócz niedziel, wozili mnie i inne dziewczyny na drogę, w kierunku Torunia. Wynajęli nam mieszkanie, żeby rodziny nie dowiedziały się, jak zdobywamy pieniądze. Zarabiałyśmy dziennie od 300 do 500 zł - opowiada Magda, 21-letnia uczennica szkoły wieczorowej.

- Najpierw stałam przy drodze dla Anny B. Dla niej pracowało się od godz. 9 do 21. Bez jedzenia. A potem przez około rok stałam dla tamtych mężczyzn. Zapłacili za mnie „odstępne” - 3 tys. zł - wyznaje Anita, 22-letnia kucharka. - Opiekunowie wozili nas na obiad, na stację benzynową. Tam brali wyrywkowo do toalety. Sprawdzali, czy nie ukrywamy przed nimi pieniędzy. Były kary. Mojej siostrze napluli w twarz, bo nie stosowała się do poleceń.

Szczerość przed sądem wykazują tylko te dziewczyny, które skończyły z prostytucją. Te, którym handel własnym ciałem wszedł w krew, zmieniają teraz zeznania złożone w śledztwie. Widać, że paraliżuje je...

strach

Oskarżeni sutenerzy wyszli z aresztu. Dwie zeznające przeciw nim kobiety wspominają o groźbach. - Boimy się o życie - mówią otwarcie.

<!** reklama>Najbardziej skrywane tajemnice wyszły na jaw, bo... skłóciły się osoby z półświatka: Anna B., właścicielka nocnych lokali w mieście, oferujących usługi erotyczne i seksualne oraz Maciej B., pseudonim Berdyś, kontrolujący prostytucję na szosie między Toruniem a Bydgoszczą. Jak zwykle poszło o pieniądze.

Annę B. przestały zadowalać dochody z agencji towarzyskich. Postanowiła je pomnożyć. Ustawić dziewczyny przy ruchliwej szosie. Wpadła jej w oko obwodnica Bydgoszczy w okolicy Stryszka, na trasie do Torunia. Znajomy (ps. Pilot) podpowiedział, że ten teren kontroluje Maciej B., wspomniany już Berdyś. To on decyduje, kto może ustawić dziewczyny na obwodnicy i ile musi za to zapłacić. Anna B. spotkała się z Berdysiem i poznała jego warunki.

Mężczyzna zażądał 150 zł tygodniowo od każdej ustawionej na jego terenie prostytutki. Anna B. wiedziała, że nie ma manewru. Maciej B. to szef zorganizowanej grupy przestępczej. Jeden z tych, którzy wypełnili lukę po lokalnych bossach: okaleczonym Księciu (stracił nogi w zamachu bombowym) i Lewatywie (przebywał w areszcie). Należało się go bać.

Anna B. wystawiła na trasie między Bydgoszczą a Toruniem trzy kobiety i raz w tygodniu...

płaciła haracz

Przekazywała pieniądze (450 zł za trzy prostytutki) na stacji benzynowej w Stryszku. Zabierał je delegowany przez Macieja B. Jacek K. ps. Kołek. Przyjeżdżał na te spotkania w towarzystwie innych żołnierzy Berdysia: Patryka F., ps. Frącek, Jana S., ps. Seba i Pawła S., ps. Szprych. Po trzech miesiącach wymagania Berdysia wzrosły. Zażądał od Anny B. podwójnej stawki. Miała mu teraz płacić 900 zł tygodniowo. Próba negocjowania ceny zakończyła się pogróżkami. Żołnierze Berdysia zapowiedzieli, że wygonią jej dziewczyny z obwodnicy. Anna B. przystała na nowe warunki i jeszcze przez kolejne pół roku wystawiała przy szosie prostytutki.

<!** Image 3 align=left alt="Image 118041" sub="- Boimy się o życie - mówią prostytutki, które zdecydowały się zeznawać / Fot. Adam Zakrzewski">Przekazany w tym czasie haracz oblicza na 27 tys. zł. W 2005 roku powiedziała: dość i zabrała dziewczyny z obwodnicy. - Wtedy zaczęli grozić, że jak przestanę im płacić „tygodniowki”, to zrobią krzywdę mojemu dwuletniemu dziecku i innym moim bliskim, że spalą mi dom i samochód - wyznała śledczym. Trafiła do nich dwa lata później, w końcu 2006 roku. Do tego czasu dawała się Berdysiowi skubać.

- Zaczęli się domagać odszkodowania za moje niewłaściwe zachowanie. Miałam ich podobno obrażać i rozpowszechniać w środowisku nieprawdziwe informacje na ich temat. A to nieprawda - zeznała Anna B. Kobieta twierdzi, że takich kar wymierzono jej sporo. Razem wypłaciła żołnierzom Berdysia 30 tys. zł „odszkodowania”.

Nie wytrzymała, gdy w końcu 2006 roku skontaktował się z nią Patryk F. i zażądał kolejnego spotkania „w celu wyjaśnienia rozgłaszanych na jego temat plotek”. Czuła, że pójdzie za tym kolejna kara. Zdecydowała się powiadomić policję. Zaczęła się kilkumiesięczna obserwacja grupy Berdysia. 4 kwietnia 2007 roku działalność gangu przerwała...

obława CBŚ

O godz. 6 funkcjonariusze CBŚ i policjanci wyciągnęli z łóżek Macieja B. i jego kompanów. Podczas przeszukania należącego do lidera mercedesa, znaleziono 49 woreczków z kokainą. Były na nich ślady papilarne Berdysia. Jego związek z rynkiem narkotykowym potwierdziło też inne śledztwo. Przeciw Karolowi Cz.

Przy okazji wyszły na jaw inne przestępstwa gangu, m.in., wyłudzanie kredytów. Jacek K. ps. Kołek dostał na lewe zaświadczenia o zatrudnienia (w lokalu „Czarny Kot”) - trzy kredyty w bankach. W sumie wyłudził od nich ponad 60 tys. zł.

Śledczy ustalili, że wszystkie kontrolowane przez oskarżonych kobiety musiały przekazywać im połowę zarobionych pieniędzy. Każdy z członków gangu był za coś odpowiedzialny. Jacek K., ps. Kołek, rozliczał pieniądze zarobione przez prostytutki, wyznaczał im rewiry świadczenia seksualnych usług, decydował o ich ubiorze i zmianie wyglądu. Do Patryka F., ps. Frącek należało dyscyplinowanie dziewczyn. Nakładanie na nie kar finansowych i cielesnych za nieprzestrzeganie ustalonego przez grupę porządku. Dbał on też o ich bezpieczeństwo, a jak było trzeba - zastraszał. Pomagał mu w tym Paweł S., ps. Szprych. Zdaniem prokuratury, obaj panowie dostarczali prostytutkom...

środki odurzające i psychotropy

Sprzedawali im po niższej cenie kokainę i tabletki ecstasy. - Ja nie brałam narkotyków - zaprzeczają po kolei wszystkie przesłuchiwane dziewczyny. One tylko słyszały, że były dostarczane narkotyki i inne kobiety je brały. Najwięcej dziewczyn miał podobno zwerbować Jan S., ps. Seba, z zawodu rolnik.

W śledztwie ustalono też, że najbardziej atrakcyjnym dziewczynom, pracującym przy drodze, gang organizował wyjazdy zagraniczne w celu świadczenia usług seksualnych, m.in. do Szwecji. - Nic mi na temat takich wyjazdów nie wiadomo. Ja nigdy w Szwecji nie byłem - zapierał się w sądzie Berdyś.

On i pozostali oskarżeni przyjęli taktykę milczenia i nieprzyznawania się do popełnienia zarzucanych im czynów. - Wprawdzie 3 lub 4 razy w tygodniu podwoziłem dwie znajome dziewczyny autem do Stryszka i z powrotem, ale nie wiem, czym one się zajmowały. Płaciły mi tylko za paliwo i 20 zł dziennie za przewóz - oświadczył Jan S., ps Seba.

Dziewczyny też zmieniają poprzednie zeznania: - Oskarżeni to po prostu moi znajomi z imprez - twierdzi jedna. A druga, mieszkanka Pakości, tak zeznaje: - Pracowałam dobrowolnie i nikt mnie do niczego nie zmuszał. Z nikim nie musiałam się dzielić.

Gdy sędzia odczytuje im diametralnie różne zeznania, złożone w śledztwie, panie oświadczają: - Nie wiem, dlaczego tak mówiłam. Chcę te zeznania zmienić. Byłam wtedy w szoku, a policjanci naciskali...

Policyjny wątek pojawia się też w zeznaniach kobiety, która skończyła z prostytucją. Twierdzi ona, że opiekunowie narzucali im również...

opłaty za trasę

- Twierdzili, że miała to być opłata dla policji. Po to, żebyśmy mogły spokojnie stać i nie karano nas mandatami. Policjanci mieli odbierać forsę raz w tygodniu - zeznaje kobieta. Widziała, jak na stacji benzynowej pojawili się dwaj mężczyźni w policyjnych mundurach i Jacek K. przekazywał im zebrane wcześniej pieniądze. - Uważam, że to byli prawdziwi policjanci, bo widziałam ich oznakowany radiowóz. Nasi opiekunowie chwalili się, że mają znajomości, ale nie wiem, czy wtedy nie odegrali przed nami jakiejś szopki - dodaje.

Cennik usług seksualnych też ustalali opiekunowie. Dziewczyny nie podają stawek, zasłaniają się niepamięcią. - Nie robiłyśmy z tego notatek - mówią. Tylko jedna zdradza, że 50 zł żądała za miłość francuską i 100 zł za pełny stosunek. W środki antykoncepcyjne miały się zaopatrywać same.

Warto wiedzieć

Trzeba płacić „postojowe”

Prostytutki stojące przy szosie nie mogą liczyć na samodzielność i zgarniać sto procent zysków za swoje usługi. Świadczy o tym zeznanie 23-letniej Wioli:

- Stałam przy obwodnicy, w pobliżu Zielonki. Podjechał volswagen passat z trzema mężczyznami. Kierowca zapytał, dla kogo pracuję. Zapytałam, z kim rozmawiam, a on na to, że z urzędem skarbowym. Powiedziałam, że nie jest ważne, dla kogo pracuję. Wtedy usłyszałam, że jak nie będę z nimi normalnie rozmawiać, to tak mi mordę obiją, że nigdy więcej nie stanę na ulicy.

- Cały ten majdan trzeba zwinąć, bo nikt bez naszej wiedzy i pozwolenia nie będzie tu stał. To kosztuje - usłyszała Wiola.

Mężczyźni kazali jej stawić się następnego dnia o godz. 12 koło rożna z kurczakami. Razem z alfonsem, w celu uzgodnienia ceny za „postój”

Wiola najwyraźniej poważnie obawiała się o swoje zdrowie i życie, więc powiadomiła policję. Wprawdzie grożący jej mężczyzna - Piotr P. - nie wpadł w zastawioną na niego pułapkę, ale dzień później został zatrzymany. W jego aucie znaleziono załadowany sześcioma nabojami rewolwer. Gotowy do strzału.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska