MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dwa lata bez procesu i skruchy

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Ile różnych opinii biegłych może pojawić się na temat jednego wypadku? Czy śmierć dziecka można wybaczyć? Czy winę można wyprzeć? Rodzina Marty z podtoruńskiej Grzywny nie spocznie dopóty, dopóki nie doprowadzi do procesu.

Ile różnych opinii biegłych może pojawić się na temat jednego wypadku? Czy śmierć dziecka można wybaczyć? Czy winę można wyprzeć? Rodzina Marty z podtoruńskiej Grzywny nie spocznie dopóty, dopóki nie doprowadzi do procesu.

<!** Image 2 align=right alt="Image 194195" sub="Teraz wkraczałaby w pełnoletność. W jaki sposób zginęła i czy była w tym wina kierowcy? Jasności po dwóch latach brak. [Fot. Jacek Smarz]">We wrześniu tego roku Marta Wyczółkowska zaczynałaby naukę w maturalnej klasie ogólniaka. Była taka zdolna... Gimnazjum katolickie w Chełmnie skończyła ze średnią 5,8. Poszła do toruńskiego liceum. - Nigdy nie musieliśmy córki gonić do nauki, sprawdzać zadań domowych. Była dobra i w przedmiotach ścisłych, i humanistycznych. Perfekcyjnie znała język angielski - Sławomir Wyczółkowski wzrokiem błądzi po polach.

Marta do matury nie podejdzie. 18 września 2010 roku jakiś kwadrans przed 22.00 zginęła potrącona przez forda mondeo.

„Zgarnęli ją z pobocza”

Nastolatka zawsze wracała do domu najpóźniej właśnie o 22.00. Tego wieczora wracała ze spaceru z Chełmży. Szła przepisowo, lewą stroną szosy.

Zginęła na skrzyżowaniu drogi krajowej 91 i gruntówki, biegnącej do jej domu. Mniej więcej sto metrów od posesji. Pięć minut drogi i przekraczałaby bezpieczny próg.

Fordem mondeo, również od strony Chełmży, jechał 21-letni wówczas Patryk R., też mieszkaniec Grzywny. <!** reklama>

- Musiał Martę widzieć, bo miała na sobie białe spodnie i białe buty - mówi ojciec. Jest przekonany, że to rozpędzony młodzieniec uderzył od tyłu w córkę. - Jest świadek, który jechał rowerem po prawej stronie jezdni. Jechał także volkswagen golf, którym kierował Łukasz K. On zeznał, że jechał prawie środkiem jezdni, bo był ten rowerzysta, a oni próbowali go jeszcze wyprzedzić. Córka szła lewą stroną jezdni i zgarnęli ją po prostu z pobocza - tak rekonstruuje wydarzenia Sławomir Wyczółkowski.

Dziewczyna zginęła na skutek pęknięcia szóstego kręgu i przerwania rdzenia kręgowego. Ford wlókł ją na masce jeszcze ponad sto metrów od skrzyżowania, prawie na wysokość niedalekiego stawu. Dla ojca to dowód na to, że Patryk gnał po szosie: - Zresztą, z wywiadu środowiskowego, przeprowadzonego przez chełmżyńskich policjantów, jasno wynika, że chłopak lubił szybką jazdę - dodaje.

Prawko zabrały media

Zaraz po wypadku Patryka aresztowano na 48 godzin. Jego szesnastoletniego pasażera natomiast umieszczono w policyjnej izbie zatrzymań. Po zapłaceniu 10 tysięcy złotych kaucji kierowca wyszedł do domu. Prawo jazdy zatrzymano mu dopiero po tym, jak sprawę nagłośnił „Super Express”. Dzień przed umówionym ze śledczymi spotkaniem reportera telewizyjnej „Interwencji” („Polsat”).

Wcześniej ani obecny na miejscu wypadku prokurator, ani policjanci nie widzieli takiej potrzeby. - W tej sprawie jest bardzo dużo wątpliwości, z tego też powodu prawo jazdy nie zostało zatrzymane - tłumaczyła wówczas Monika Chlebicz z kujawsko-pomorskiej policji.

W listopadzie 2010 roku śledztwo przyspieszyło. Artur Krause, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu, nie krył, że przyczynił się do tego przede wszystkim ojciec tragicznie zmarłej dziewczyny. To on odszukał świadków wypadku; on powiadomił o tym policję. Po tamtym przyspieszeniu zostało wspomnienie.

Uderzenie czy wtargnięcie?

Niebawem miną dwa lata od tragedii, a do procesu sądowego nie doszło. - To, co nawet nam na początku wydawało się oczywiste, czyli fakt, że sprawcą wypadku był kierowca, z biegiem czasu i postępem śledztwa, takie być przestało - mówi Maciej Rybszleger, szef Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód. I zaznacza, że akta sprawy liczą już 600 kart.

Pierwszą opinię przedstawiło Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - Wynika z niej, że dziewczyna szła lewą stroną szosy około metra od krawędzi drogi, a ford w momencie uderzenia poruszał się z prędkością 80-90 kilometrów na godzinę (dozwolona tu prędkość to 90 km - przyp. red.). Dziewczyna weszła na drogę i auto w nią uderzyło - mówi prokurator. - Drugą opinię, kompleksową, sporządził biegły z zakresu ruchu drogowego, Wiesław Graban, we współpracy z biegłym medycyny sądowej. Z tej wynika, że nastolatka szła dwa metry od krawędzi i wręcz przebiegała przez drogę oraz że brak jest podstaw do twierdzenia, iż tor i prędkość forda były nieprawidłowe.

W takiej sytuacji prokuratura umorzyła sprawę uznając, że sprawcą wypadku była Marta.

Opinia numer trzy

Pełnomocnik rodziny Wyczółkowskich wniósł do sądu zażalenie na to postanowienie, dołączając doń szereg wniosków dowodowych. Pojawiła się też trzecia opinia, tym razem „prywatna”, jak określa to żargon prawniczy, bo sporządzona na zlecenie rodziny. Z tej, autorstwa Zenona Kani, włocławskiego biegłego, wynika, że auto jechało z prędkością nie mniejszą niż 90 kilometrów na godzinę i dziewczyna została potrącona.

Sąd nakazał śledczym ponownie ocenić materiał dowodowy i skonfrontować biegłych. - Część wniosków dowodowych uwzględniliśmy, między innymi przesłuchaliśmy świadków zdarzenia. Biegli podtrzymali swoje opinie. Prokuratora prowadzącego przekonały dwie pierwsze i w czerwcu tego roku po raz drugi sprawa została umorzona. I w tym momencie zażalenie już nie przysługuje - wyjaśnia Maciej Rybszleger. - Możliwe jest za to wystąpienie z prywatnym, tak zwanym subsydiarnym aktem oskarżenia.

Syn nie jest gotowy

Sławomir Wyczółkowski z dwoma pierwszymi opiniami biegłych i umorzeniami pogodzić się nie może. - To nie jest prawda ani sprawiedliwość - mówi. Pamięta, jak nazajutrz po tragedii w jego domu pojawili się państwo R., rodzice Patryka. Wyrazili żal, współczucie. - A on? Żadnej skruchy! Dwa tygodnie później jechał już do dyskoteki - denerwuje się ojciec. - Żyje, jakby nic się nie stało. Jeździ sobie samochodem. Gra w piłkę na orliku...

Ojcu Marty łamie się głos...

Opuszczamy domostwo Wyczółkowskich i ruszamy w kierunku wsi Kuczwały. Tu, w szarym, klockowatym domu, mieszka rodzina R. Wcześniej spotykamy jeszcze młodą matkę z wózkiem. Mieszka nieopodal. Kojarzy Patryka? - Tak. On już rzadko sam jeździ samochodem. Jeśli go widuję, to jako pasażera. Kieruje ojciec albo brat - mówi.

Z Patrykiem nie udaje nam się porozmawiać. Jest za to jego matka, która słysząc o celu wizyty, od razu ma łzy w oczach. Mówi, że rodzicom Marty bardzo współczuje, że rozumie, jaki to ból. - Sama mam dziecko na cmentarzu - płacze.

Nie może się pogodzić z trwającym już dwa lata obciążaniem syna winą za wypadek. Podkreśla, że jechał z przepisową prędkością i nie miał szans uniknąć tragicznego uderzenia, bo nastolatka nieoczekiwanie pojawiła się na torze jego forda.

- Państwo potrafiliście przyjść do rodziców Marty i wyrazić żal. A Patryk? - pytam.

- Syn nie był i nie jest na to gotowy. Strasznie przeżył ten wypadek. Nie mógł dojść do siebie. Potrzebował pomocy psychologicznej - odpowiada kobieta. - Ciężko przeżyliśmy też nieprawdziwe informacje, jakie pojawiły się wtedy w mediach: że jechał 130 kilometrów na godzinę, że niedługo po tragedii już siadł za kółkiem. Jak mógł to zrobić, skoro przez miesiąc po tym wszystkim nie było go w domu?!

Zdaniem matki Patryka, granica między dochodzeniem sprawiedliwości a szukaniem odwetu jest bardzo cienka. W jej odczuciu już została przekroczona.

* * *

Pełnomocnik państwa Wyczółkowskich wystąpi z aktem oskarżenia. Rodzina zapowiada, że nie spocznie dopóty, dopóki nie doprowadzi do procesu.


Fakty

Jak rodzice stają się biegłymi

Małgorzata i Jerzy Pyskirowie z Bydgoszczy. Dzięki ich prywatnemu śledztwu złamany został opór policji, prokuratury i sądu, które winę za tragiczny wypadek chciały przypisać ich zmarłemu synowi Mateuszowi. Aby dotrzeć do prawdy, stali się ekspertami w dziedzinie rekonstrukcji wypadków. Z wykształcenia fizycy, wykładowcy akademiccy, podjęli się czteroletniej walki o prawdę. Ukończyli roczne studia podyplomowe na Politechnice Krakowskiej, stając się ekspertami od rekonstrukcji wypadków. Po wielu perypetiach dopięli swego. Kierowca został skazany. (Sprawę opisał na naszych łamach Piotr Schutta w reportażu „Ostatnia droga Mateusza”, 2.12.2011 r.)

Rodzice Miłosza Juśko z Torunia, który jako 14-latek został potrącony na rowerze przez samochód, również stoczyli prawdziwy bój. Ostateczny wyrok, skazujący kierowcę, zapadł dopiero po 4 latach od wypadku. Taki finał sprawy podważył opinię biegłego Sławomira Dylewskiego, który utrzymywał, że chłopiec został uderzony z boku, czyli rzekomo zajechał drogę samochodowi. (Historię opisał na naszych łamach Jacek Kiełpiński w reportażu „Dziwne wizje biegłego Dylewskiego”, 13.01.2012 r.).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska