Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nazwisko na ścianie. O toruńskim dezerterze, któremu nie podobało się w Rosji

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Budynek sądu i więzienia garnizonowego w Toruniu. Tutaj zapewne dezerter dzielił się wrażeniami z dalekiej podróży, a po procesie udał się na zasłużony odpoczynek w celi.
Budynek sądu i więzienia garnizonowego w Toruniu. Tutaj zapewne dezerter dzielił się wrażeniami z dalekiej podróży, a po procesie udał się na zasłużony odpoczynek w celi. Szymon Spandowski
Szeregowiec August T., który uciekł z toruńskiego 21. Pułku Piechoty, w podróż po Rosji wyruszył w bardzo komfortowych warunkach. Co więcej, on z Rosji wrócił i to również całkiem wygodnie. Takiego szczęścia nie mieli przemycani przez granicę uchodźcy wyrzucani z pociągów pod Aleksandrowem.

Obejrzyj: Co jest hitem szkolnych wycieczek po Toruniu?

od 16 lat

Z tej historii można by było film zrobić. I to wcale nie dlatego, że dezercja w toruńskim garnizonie była czymś wyjątkowym, bo nie była. W pierwszych latach XX wieku w twierdzy stacjonowały trzy pułki piechoty, dwa pułki artylerii a także regimenty ułanów i saperów. Mnóstwo ludzi i nie wszyscy się w tym świecie potrafili odnaleźć. A nawet jeśli im się udało, to niewielu było takich, którzy w koszarach czuliby się jak w domu. Sto dwadzieścia lat temu doniesienia o dezercjach pojawiały się w prasie z podobną częstotliwością, co wiadomości o nadużyciach władzy jakich w stosunku do podwładnych dopuszczali się oficerowie czy podoficerowie. Tyle tylko, że o dezercjach media donosiły zawsze - za uciekinierami wszak wystawiano listy gończe, zaś kolejne przykłady wojskowego sadyzmu wypływały na światło dzienne praktycznie tylko wtedy, gdy zajmował się nimi sąd. O tym, że droga przed oblicze sprawiedliwości była kręta, daleka, niepewna i tylko niewielu decydowało się na to, aby wstąpić na nią występując przeciw swoim przełożonym, nikogo chyba przekonywać nie trzeba.

A jednak przypadek szeregowca ze stacjonującego w Koszarach Rudackich 21. Pułku Piechoty zrobił na ludziach wrażenie. I to też wcale nie dlatego, że żołnierz salwował się ucieczką za granicę. Nie miał daleko, poza tym ruch dezerterów panował tam dość ożywiony i to w obie strony. Uciekinier trafił aż nad Wołgę i potem stamtąd wrócił. W 1903 roku wzmianki o jego eskapadzie pojawiały się w toruńskiej prasie kilka razy. Wertując gazety z tamtych czasów, również się tymi ciekawostkami z Państwem podzieliliśmy. To były jednak tylko krótkie komunikaty. W połowie sierpnia 1903 roku "Gazeta Toruńska" opublikowała relację z procesu skruszonego uciekiniera. Bardzo ciekawą, nie tylko ze względu na odyseję, ale również to, co toruńskiego żołnierza do niej skłoniło.

Czym się zajmował toruński dezerter w rosyjskiej Samarze?

"Przed tutejszym sądem wojennym stawał szeregowiec August T. od 2 kompanii 21 pułku piechoty oskarżony o zbiegostwo - czytamy. - Po odsiedzeniu pięciodniowego aresztu oczekiwała go swego czasu nowa kara za to, że napisał na ścianie swej celi swoje nazwisko. Ze strachu przed tą karą uciekł on za granicę i przespał się w jakimś stogu. Tu zrobiło mu się żal, że opuścił wojsko i postanowił wrócić, lecz teraz pochwyciły go straże graniczne i gdy się (strażnicy - przy. szs) dowiedzieli, jaka była przyczyna jego ucieczki, poczęli go namawiać, aby już nie wracał, tylko udał się na Samarę, na co też T. się zgodził i podpisał odnośny formularz. Zaraz go odesłano do Samary i tam znalazł zatrudnienie jako garncarz. Ponieważ tamtejszy katolicki ksiądz robił mu z powodu ucieczki wyrzuty, postanowił T. wrócić do kraju i złożył u tamtejszej władzy odnośne podanie, które zostało uwzględnione. Wkrótce znalazł się w Aleksandrowie i stamtąd wydano go pruskim władzom. Za tę ucieczkę skazał go sąd na 6 miesięcy i 14 dni więzienia".

Czyli można by to było ująć tak, że żołnierz uciekł, ale gdy emocje opadły, skruszony postanowił wrócić. Na rozdrożu dopadły go jednak biesy, zaczęły kusić, podsunęły cyrograf, żołnierz go podpisał i wylądował w dalekiej krainie. Tam na szczęście jego duszą zaopiekował się kapłan i ostatecznie sprowadził dezertera na dobrą drogę, która przez graniczny Aleksandrów wiodła za kratki toruńskiego aresztu garnizonowego, wszak za popełnione grzechy trzeba odpokutować.

Historia ta jest niezwykła i bez elementów magicznych. Szeregowy żołnierz ucieka z toruńskiego garnizonu, na granicy rosyjscy strażnicy przekonują go, aby już nie wracał, podsuwają mu do podpisu jakieś dokumenty. Później wysyłają go ponad 2,5 tysiąca kilometrów w głąb Rosji, ale gdy dawny szeregowy, a obecnie garncarz, zaczyna tęsknić za krajem, odsyłają go do domu. Gdzie tu sens? Przecież same bilety kolejowe na trasie Aleksandrów Kujawski - Samara i Samara - Aleksandrów musiały kosztować znacznie więcej, niż garncarz był w stanie zarobić. Dziwne. Jeżeli w ostatnich miesiącach 1903, lub pierwszych miesiącach 1904 roku w gazetach pojawiła się wiadomość, że odsiadujący wyrok szeregowiec August T. znów zmienił zdanie i postanowił uciec, na pewno o tym Państwa poinformujemy.

Co się działo z uchodźcami pod Aleksandrowem?

Dezerter, nawet jeśli podróżował w wagonach czwartej klasy, albo towarowych (różnica bywała niewielka), to i tak ruszył na wschód i z dalekiej wycieczki powrócił w bardzo komfortowych warunkach. Zdecydowanie mniej szczęścia mieli polscy uchodźcy, którzy w tym samym czasie również trafiali na aleksandrowski dworzec.

„O działalności bandy przemytników, operujących w Aleksandrowie pogranicznym podają warszawskie dzienniki ciekawe szczegóły” - donosiła gazeta w drugiej połowie sierpnia 1903 roku. - Banda ta trudni się przemycaniem włościan emigrujących do Ameryki. O ile interesa szajki idą pomyślnie i wieńczone są znacznemi zarobkami, o tyle smutne jest położenie wychodźców, wyzyskiwanych w sposób niesłychanie bezczelny. Banda ma swych agentów, rozrzuconych po całym kraju, którzy wyprawiają włościan namówionych do porzucenia kraju rodzinnego, partyami do Aleksandrowa, gdzie dopiero zaczyna się wyzysk właściwy. Członkowie szajki pod różnymi pozorami zatrzymują wychodźców dni parę, odbierają od nich wszystkie rzeczy, a nawet pieniądze, tłomacząc naiwnym, iż otrzymają wszystko w całości, gdy już będą za granicą. Potem umawiają się o wynagrodzenie za przeprowadzenie przez granicę, przyczem od każdej partyi biorą po 100 do 150 rubli. Gdy zbliży się termin wyznaczony na przejście, oszuści zaczynają straszyć biedaków powstałemi jakoby w ostatniej chwili jakemiś nadzwyczajnemi trudnościami i proponują im, jako środek zaradczy, wskakiwanie do pociągu, gdy tenże już ruszy ze stacyi. Wychodźcy, wśród których bywają częstokroć kobiety i dzieci, w nocy szeregują się wzdłuż plantu i podsadzeni przez członków bandy, wskakują w biegu do pociągu, przyczem skoki takie kończą się często fatalnie. Oczywiście na przeprawieniu włościan przez granicę kończy się działalność niecnych agentów, a pozostawione na przechowanie w ich rękach przedmioty i pieniądze nigdy już nie powracają do swych prawych właścicieli. Zdarza się także, iż przemytnicy, prowadzący partyę w nocy przez ścieżki w lasach, porzucają ich na los szczęścia, nie doprowadziwszy do granicy i nieszczęśliwi dostają się do rąk straży pogranicznej, która wyprawia ich etapem na miejsce zamieszkania”.

Wydarzenia te odbiły się szerokim echem we wszystkich zaborach, o tym co działo się w okolicach Aleksandrowa pisały nie tylko gazety warszawskie, ale i lwowskie.

Cóż po czymś takim można dać na koniec? Skoro kręcimy się w pobliżu granicy, to może przy niej zostańmy, przenosząc się jednak nad Wisłę. Jak już wcześniej pisaliśmy, w 1903 roku między Berlinem, Toruniem, Warszawą i Petersburgiem znów zaczęły krążyć pisma dotyczące regulacji rzeki na odcinku zagarniętym przez Rosjan. Carat zobowiązał się do tego w 1815 roku, o czym "Gazeta Toruńska" przypomniała pod koniec sierpnia A. D. 1903.

Jakie były postanowienia Kongresu Wiedeńskiego w sprawie żeglugi na Wiśle?

"Na początku roku rząd niemiecki za pośrednictwem swego ambasadora w Petersburgu poczynił u władz wyższych starania o uregulowanie Wisły w granicach państwa rosyjskiego, w celu ułatwienia przewozu towarów zarówno Wisłą, jako też temi komunikacyami wodnemi, które łączą się z Wisłą - czytamy. - Jak wiadomo, na mocy traktatu wiedeńskiego z 1815 roku i późniejszych konwencyi, po Wiśle w granicach byłego Królestwa Polskiego kursować mogą pod flagą handlową statki niemieckie, rosyjskie i austryackie. Gdy jednak niemiecka część Wisły została uregulowana dla żeglugi w zupełności, w Królestwie Polskim Wisła dotychczas sprawia ogromne trudności dla żeglugi i gwałtownie domaga się regulacyi. Opracowany z polecenia ministeryum przez warszawski okręg komunikacyi projekt robót regulacyjnych na pograniczu z Niemcami, złożony już został do opinii rady inżynieryjnej ministeryum".

O tym, że nie miało to specjalnego wpływu na regulację Wisły wspominać pewnie nie trzeba?

Poznaj ciekawe grupy lokalne na Facebooku:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska