Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamienił pan Walerian kamienicę z Bydgoskiego Przedmieścia na fabrykę na Mokrem

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
W styczniu 1904 roku, na placu między Bramą Bydgoską, z wysokości której zostało zrobione zdjęcie, oraz gmachem sądu, robotnicy zaczęli robić wykop pod fundamenty banku.
W styczniu 1904 roku, na placu między Bramą Bydgoską, z wysokości której zostało zrobione zdjęcie, oraz gmachem sądu, robotnicy zaczęli robić wykop pod fundamenty banku. Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
Sto dwadzieścia lat temu, na placu nazwanym później Bankowym, czyli obecnym placu Rapackiego, rozpoczęła się budowa banku, czyli obecnego Collegium Maximum UMK. Zgadza się, dzieje toruńskich ulic, placów i budynków bywają skomplikowane. Dość już jednak o tym, bo nam się pali do tego, aby zobaczyć, co się w tych budynkach kiedyś działo. Szczególnie, że one również się paliły.

Zobacz wideo: Pensja minimalna 2024

od 7 lat

W drugiej połowie stycznia 1904 roku mróz znów zacisnął swoje zimne szpony na Toruniu i okolicach. Ponownie zatrzymał Wisłę i przykrył ją kilkunastocentymetrową warstwą lodu, dzięki czemu policja znów mogła wytyczyć przejścia przez rzekę. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że robotnicy, którzy w poniedziałek 25 stycznia pojawili się między gmachem sądu i Bramą Bydgoską, tam gdzie niebawem miał powstać plac Bankowy, przemianowany po latach na plac Rapackiego, nie spoglądali na uroki zimy tak poetycko. Więcej nawet, ten i ów musiał zakląć szpetnie, wbijając w zamarzniętą ziemię łopatę. Do wykopania robotnicy mieli tej ziemi wiele. Bardzo wiele.

Polecamy

"Pod budynek banku rzeszy zaczęto w poniedziałek kopać ziemię w celu położenia fundamentów - poinformowała z drobnym poślizgiem (była wszak zima) "Gazeta Toruńska". - Budowlę tę nową powierzono firmie Mehrlein stąd".

Gdzie mieszkał budowniczy Mehrlein?

Budowniczy Mehrlein był radnym miejskim, a także właścicielem kamienicy przy Fryderykowskiej, dzisiejszej Warszawskiej 2. Tej samej, w której w kwietniu 1900 roku ulokowany został rosyjski wicekonsulat. Kamienica należała do Mehrleinów co najmniej do lat 30. ubiegłego stulecia.

Kto zaprojektował gmach toruńskiego banku?

Przypomnijmy, że opracowanie projektu szefowie banku zlecili swojemu naczelnemu architektowi, Juliusowi Habichtowi. Ten młody człowiek nie skończył jeszcze wtedy 30 lat, cieszył się już jednak sławą eksperta od banków. Projektował przedstawicielstwa Banku Rzeszy w różnych, głównie dużych miastach ówczesnych Niemiec. Jego pomysły były odważne, a jednocześnie nawiązywały do charakteru miasta, w którym powstawały. Bank w Toruniu miał się okazać jednym z jego najlepszych dzieł.

Polecamy

Pomimo panującego mrozu, pewnemu naszemu znajomemu pod koniec stycznia 1904 roku musiało się zrobić gorąco. Na szczęście, chociaż było groźnie, ostatecznie obyło się bez tragedii.

"Ogień powstał w pomieszkaniu fabrykanta instrumentów muzycznych p. Zielke`go przy ul. Kopernika - czytamy w tym samym wydaniu "Gazety", w którym pojawiła się wiadomość o początku budowy banku. - Przywołano natychmiast straż pożarną, która ogień w zarodku stłumiła".

O założonej w 1875 roku firmie Wilhelma Zielkego wspominaliśmy jakiś miesiąc temu. Przed Bożym Narodzeniem w 1903 roku, w swoim sklepie przy ul. Kopernika 22 (dziś 24) m.in. maszyny do szycia, welocypedy i welocypedy motorowe. W kolejnych latach na wystawie niepodzielnie już jednak królowały gramofony, płyty i instrumenty muzyczne, co zresztą widać na bardzo ciekawej pocztówce, którą w swoich zbiorach posiada profesor Magdalena Niedzielska.

Skąd się wzięła płaskorzeźba tragarza na kamienicy przy ul. Ducha świętego?

Zielkie był również właścicielem starego spichlerza, który stał przy Bramie Klasztornej. Do 1884 roku budynek służył panu Wilhelmowi jako magazyn fortepianów. Później spichlerz został zburzony i zastąpiony kamienicą przy ul. Ducha św. 1. Zielke kazał na jej fasadzie umieścić zdjętą ze ściany spichlerza, pamiętającą co najmniej wojny szwedzkie, płaskorzeźbę portowego tragarza. Przetrwała ona tam do dziś.

W gazetach ze stycznia 1904 roku starych znajomych znajdujemy sporo.

"Dnia 1 października roku zeszłego nabył w drodze zamiany pan Waszczewski z Torunia dom przy ul. Bydgoskiej - informowała "Gazeta Toruńska" pod koniec stycznia A. D. 1904. - Dowiadujemy się, że p. Waszczewski odstąpił nieruchomość swoją przy ul. Bydgoskiej p. Sichtau`owi z Mokrego, w zamian za fabrykę makaronów i musztardy".

Polecamy

Ludwik Sichtau zbudował swoją fabrykę w 1874 roku. Ulokował ją przy ulicy Lipowej na Mokrem, czyli obecnej ul. Kościuszki, a konkretnie na rogu Kościuszki i Świętopełka. Jego makarony i musztardy szybko zdobyły uznanie w regionie, jednak pod wodzą Waleriana Waszczewskiego jej maszyny nabrały takiego rozpędu, że w latach 20. Toruńska Fabryka Makaronów stała się największą wytwórnią makaronu w II RP. Wtedy już jednak znajdowała się ona w rękach syna i zięcia Walieriana Waszczewskiego, który zmarł w 1916 roku.

Jak powstawały słynne makarony ze strzałką?

„P. Waszczewski przyjmuje nas w swym gabinecie oszklonym, za którego szybami widać szereg białych, kręcących się postaci i słychać turkot maszyn i turbin zapędowych. Po kilku chwilach rozmowy wkraczamy do przybytku znanej i cenionej potrawy, której początek datuje z Włoch, a która na pomorskiej glebie nawet lepiej się udaje aniżeli pod włoskiem niebem. Nasamprzód uderzają nas potężne maszyny, przeznaczone w naszej wyobraźni raczej do walcowania potężnych szyn i bloków stalowych aniżeli do wytwórczości tak kruchego materjału, jakim jest makaron - opisywało fabrykę „Słowo Pomorskie” w październiku 1927 roku. - Jednakże widok dziesiątek biało, czyściutko ubranych postaci każe nam się domyślać, że tu nie królestwo żelaza i stali, lecz delikatniejszego przemysłu. (...) Toruńska Fabryka Makaronów produkuje tego smacznego produktu obecnie minimalnie do 10.000 kilogramów dziennie, z czego część wędruje zagranicę przez Gdańsk. Jest to oczywiście możliwe przy zupełnej prawie mechanizacji produkcji, co umożliwia szybkość i dokładność wytwórczości. Ręce ludzkie są prawie wyłącznie do pilnowania maszyn i spełniania drobnych czynności. Fabryka zatrudnia około 100 osób i pracuje w tej chwili pełną siłą pary”.

Jak wiadomo, kilka miesięcy po publikacji tego niezwykle ciekawego reportażu, fabryka przestała istnieć. 21 lutego 1928 roku, kilka minut po godzinie 14 wybuchł tam groźny pożar.

Na ile była ubezpieczona fabryka przy ul. Kościuszki?

„Ogień momentalnie objął dach domu mieszkalnego, skąd, dzięki sprzyjającemu wiatrowi, przerzucił się na dach gmachu fabrycznego - pisało dzień później „Słowo Pomorskie”. - Przybyła niezwłocznie na miejsce straż ogniowa w pełnym składzie z sikawką samochodową i drabinami mechanicznemi miała trudne zadanie niedopuszczenia ognia do dolnych pięter fabryki. Zadanie to udało się tylko częściowo, gdyż ogień ze strychu przedostał się na drugie piętro fabryki przez szyb, w którym porusza się winda. Przeciąg powietrza w szybie sprzyjał szerzeniu się ognia, który objął i 2-gie piętro, gdzie znajdowały się składy surowca tudzież gotowego towaru. Straż ogniowa, zaatakowawszy ogień z 10 węży jednak nie dopuściła go na 1 piętro i parter, gdzie mieszczą się oddziały maszyn, które też dzięki temu ocalały. Zaledwo o godz. 19-ej zdołano ogień zlokalizować, dogaszanie trwało jednak do późnej nocy”.

W akcji gaśniczej rannych zostało trzech strażaków. Jeden z nich trafił do szpitala w ciężkim stanie, został przygnieciony fragmentem zapadającego się dachu. Straty były ogromne, na szczęście fabryka była ubezpieczona i to podwójnie, w poznańskim towarzystwie „Port” oraz warszawskim „Orle” - w tym ostatnim na 100 tysięcy dolarów. Tak przynajmniej podaje „Strażak Pomorski” w opublikowanej w marcu 1928 roku informacji o toruńskiej tragedii.

Polecamy

Właściciele fabryki szybko się pozbierali. W październiku 1928 roku skrzynie z makaronem znów wędrowały z Torunia w świat. Przy odbudowie skorzystali z najnowszych osiągnięć techniki, dach nad nową halą został zbudowany według pomysłu wielkiego toruńskiego konstruktora i wynalazcy, inżyniera Jana Brody, który miał swoje biuro projektowe przy ulicy Koszarowej, dziś Broniewskiego. Według zachowanych w archiwum planów, to właśnie ten, ustawiony równolegle do ul. Świętopełka budynek przetrwał do lat 80. ub. wieku. Sama fabryka makaronu miała już niestety mniej szczęścia. Przetrwała pożar, ale dobił ją wielki kryzys. W latach 30. z producenta, który podbijał rynki europejskie, konkurując z Włochami, Nudelnfabrik stała się znów wytwórnią lokalną, aż wreszcie przestała istnieć. Podczas okupacji Niemcy urządzili w jej budynkach ośrodek pracy niewolniczej dla więźniów m.in. Fortu VIII, później zaś otworzyli tu królikarnię.

I jeszcze na koniec. Pisząc o zamianie kamienicy na fabrykę, "Gazeta Toruńska" wspominała o nieruchomości przy ul. Bydgoskiej. Według księgi adresowej z 1908 roku, Ludwik Sichtau był jednak właścicielem kamienicy, która dziś stoi przy ulicy Mickiewicza 67.

Poznaj ciekawe grupy lokalne na Facebooku:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska