Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłęby dymu nad Toruniem. Pożar, który wybuchł w drogerii pochłonął kamienicę przy ulicy Szerokiej

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Kamienica Wollenbergów na rogu Szerokiej i Szczytnej.
Kamienica Wollenbergów na rogu Szerokiej i Szczytnej. Szymon Spandowski
To niesamowite uczucie. W gazecie z początku XX wieku człowiek znajduje reklamę założonej właśnie fabryki pierników, później spieszy pod wskazany w ogłoszeniu adres i na spękanym tynku zrujnowanej kamienicy (w tym przypadku przy ulicy Łaziennej) odnajduje litery z nazwiska właściciela firmy sprzed 120 lat. Jak miło, że Toruń wciąż jeszcze w taki sposób potrafi zaskakiwać!

Zobacz wideo: Do Muzeum Twierdzy Toruń trafiła ze złomowiska tablica z wojny francusko-pruskiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych

Pamiętacie Państwo "Renifera" na rogu Szerokiej i Szczytnej? Sklep istniał ze 40 lat, więc ci nieco starsi pamiętać go muszą. Kamienica powstała w 1900 roku, zaś w roku 1903 doszczętnie się spaliła. Zresztą nie tylko ona.

„Wielki ogień wszczął się dziś w południe około wpół do 12 w ulicy Szerokiej, w drogeryi pana Webera skutkiem eksplozyi balonu z benzyną - pisała „Gazeta Toruńska” 1 grudnia 1903 roku. - Ogień objął sąsiednie dwa budynki w ulicy Szerokiej i dwa budynki w ulicy Szylera. Dachy i górne piętra tych domów prawie zupełnie się spaliły. Z wielkim trzaskiem zawaliła się wieżyczka na dachu domu pana Wollenberga. Pomimo usilnej pracy straży ogniowej tak cywilnej jak wojskowej, dotąd ognia nie ugaszono. Straty, jak się zdaje, będą bardzo znaczne”.

Strażacy walczyli z płomieniami do wieczora, o czym "Gazeta" doniosła dzień później. Podała również więcej szczegółów tej wielkiej katastrofy.

„O wczorajszym ogniu podajemy jeszcze bliższe szczegóły. Ogień wybuchł w sklepie drogeryi p. Webera, gdzie uczeń Jerzy Gaglin z pomocnikiem przelewali benzynę i mieli przy tem światło informowała gazeta w kolejnym wydaniu. - Gaglin odniósł ciężkie oparzenia na twarzy i obu rękach i trzeba go było odstawić do lazaretu. Pomocnik wyszedł bez szwanku. Wybuch nastąpił z taką siłą, że okno wystawowe wypadło na ulicę, a płomień buchnął aż na najwyższe piętro. Ztąd przeniósł się płomień na dachy sąsiednich domów, z których cztery uległy wielkiemu zniszczeniu. Pomimo usilnej pracy straży ogniowej zdołano ogień zupełnie ugasić dopiero około godziny 7 wieczorem”.

O losie lokatorów prasa nie wspomniała. O właścicielach znajdujących się na parterze sklepów w zasadzie również, kilka dni po pożarze w gazetach pojawiła się reklama Domu obuwia M. Bergmann z ul. Szerokiej 26, który oferował po bajecznie niskich cenach wszelkie rodzaje zniszczonego w pożarze obuwia. Właściciel polecał wyprzedaż, jako doskonałą okazję do zakupu prezentów na gwiazdkę.

Pierwszy wielki pożar, ale nie ostatni

Kamienica została odbudowana, ale ognisty pech jej nie opuszczał. Ponownie spłonęła w 1912 roku, to już jest jednak inna historia. Pożar sprzed 120 lat był jedną z największych katastrof, jakie w tamtych czasach nawiedziły Toruń. W ostatnich tygodniach 1903 roku miasto zdawało się jednak żyć czymś innym. Pod koniec listopada w Warszawie rozpoczął się proces międzynarodowej grupy fałszerzy, których działalność zachwiała systemem finansowym imperium carów. Przypomnijmy, że bardzo istotną rolę w tym przestępczym przedsięwzięciu odegrał toruński litograf Otton Feyerabend, który w kwietniu A. D. 1903 został za fałszowanie banknotów i papierów wartościowych skazany na cztery lata więzienia. Proces warszawski trwał ponad tydzień, każdy dzień był przez "Gazetę Toruńską" obszernie relacjonowany.

Jakie zarzuty usłyszeli fałszerze papierów wartościowych?

"Dziś wspaniała sala I-go wydziału karnego tutejszego sądu okręgowego wypełniła się po brzegi publicznością wpuszczaną za biletami - donosiła "Gazeta" w relacji z 23 listopada. - Tak znacznej liczby osób na sali i na galeryi nie widzieliśmy od lat kilku. Zainteresowanie ogólne budzi chęć zobaczenia postaci owych słynnych fabrykantów banknotów i papierów wartościowych. (...) W ciągu pięciolecia od roku 1897 do r. 1902, zarówno w Królestwie Polskiem, jak i Cesarstwie, poczęły się pojawiać różnego rodzaju falsyfikaty. Latem 1897 roku w Warszawie i Petersburgu ukazały się podrabiane akcye Towarzystwa Zakładów Putiłowskich. We dwa lata później na wiosnę sprzedano bankierom warszawskim i wileńskim fałszywe akcye Rosyjsko-Bałtyckich Zakładów Budowy Wagonów, parę miesięcy później w Warszawie ujawniono falsyfikaty czteroprocentowych listów zastawnych m. Warszawy, gdzie też z początkiem 1901 roku kursować zaczęły podrobione marki stemplowe. Wreszcie na wiosnę roku zeszłego roku sprzedano znaczną liczbę podrobionych 500-rublówek w Warszawie, Wilnie i Odessie".

Fałszywe akcje największych w Rosji Zakładów Putiłowskich doprowadziły do zawirowań na petersburskiej giełdzie. Jeśli zaś chodzi o 500-rublówki, to jeden taki banknot był wart 1000 marek. W Toruniu można było za to całkiem dostatnio przeżyć jakieś pół roku. Fałszerze z Torunia występowali w Warszawie jako świadkowie. Swoją drogą Feyerabend mógł się cieszyć, że w Toruniu został skazany tylko na cztery lata, a wyrok odsiadywał w Gniewie. Oskarżeni w procesie warszawskim dostali 8 grudnia 1903 roku bilety na Syberię. Niektórzy bez prawa powrotu.

Dlaczego Wisła spłynęła czerwienią?

Sto dwadzieścia lat temu Szeroką zasnuł dym wielkiego pożaru, natomiast Wisła spłynęła czerwienią.

"Nad Wisłą przy wyładowywaniu pękła beczka zawierająca 16 cetnarów soku wiśniowego - doniosła "Gazeta Toruńska" na początku grudnia 1903 roku. - Sok wylał się do rzeki, a straty wynoszą 500 marek".

Szesnaście cetnarów to jakieś 800 kilo, więc musiała to być nie beczka, ale beka. Litr soku zapewne waży tyle co litr wody, czyli kilogram. Do Wisły spłynęło zatem około 800 litrów wiśniowego soku...

Gdzie mieściła się fabryka octu Gehrkego?

Dla toruńskich strażaków początek grudnia 1903 roku był wręcz piekielny. Na służbie byli praktycznie non stop. Dzień przed wielkim pożarem na rogu Szerokiej i Szczytnej, gasili pożar w fabryce octu na ul. Chełmińskiej.

"W niedzielę wieczorem wybuchł pożar w fabryce octu p. Gehrkego w tylnym zabudowaniu przy ul. Chełmińskiej - czytamy w tym samym wydaniu "Gazety", w którym pojawiły się również szczegóły dotyczące pożaru w pra-Reniferze. - Wypaliło się górne piętro zupełnie, a dolne tak zniszczone zostało przez ogień i wodę, że cały budynek będzie trzeba odbudować".

Fabryka octu Oswalda Gehrkego znajdowała się przy ul. Chełmińskiej 28. Tylne zabudowania stojących w tym miejscu kamienic znajdowały się na ogół przy ul. Podmurnej.

Chełmno - palenie trupów i brukowanie dróg

W "pożarowym" numerze "Gazety" znaleźliśmy jeszcze jedną związaną z ogniem wiadomość, którą podajemy z kronikarskiego obowiązku.

"Chełmno. Na zebraniu radnych miasta postanowiono poprzeć prośbę do sejmu pruskiego o dowolne palenie trupów - czytamy. - Uchwalono zaciągnąć pożyczkę 90.000 marek na wybrukowanie ulic: Dworcowej, Grudziądzkiej, Toruńskiej, Młyńskiej i Kowalskiej. Kapitał zostanie spłacony w 26 latach, w wysokości procentu 3,5 do sta".

Wychodzi z tego, że miasto miało spłacić pożyczkę do 1929 roku, świat wtedy był już jednak zupełnie inny. Zgoda na palenie trupów jest natomiast czymś bardzo zaskakującym. Owszem, na początku wieku mówiło się i pisało o paleniu zwłok, ale takie pomysły witane u nas były - delikatnie mówiąc - z rezerwą, a krematoria powstawały w Berlinie czy Królewcu.

Kiedy powstała i gdzie się mieściła Toruńska Fabryka Pierników Alberta Landa?

Żeby nie było dziś tylko o pożarach czy bandytach - nadchodzące święta Toruń witał nie tylko smrodem spalenizny, ale również zapachem pierników. Jak na przykład można było przeczytać w reklamie opublikowanej na łamach "Gazety Toruńskiej" w mikołajki 1903 roku, wszelkie prawdziwe specjalności toruńskie: pierniki, miodowniki, makaroniki, w tym również atrakcyjnie opakowane zestawy prezentowe (od czterech marek za pudełko) polecała Toruńska Fabryka Pierników Alberta Landa. Główny interes mieścił się przy ul. Łaziebnej 6, zaś filia przy Szerokiej 18. Fabryka powstała jesienią A. D. 1902, o czym wspominaliśmy w ubiegłym roku. Centrala znajdowała się w dziś zrujnowanej kamienicy sąsiadującej z Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków. Na jej fasadzie można jeszcze dostrzec ślady napisu reklamowego.

Za ile została wydzierżawiona restauracja na toruńskim Dworcu Głównym?

Reklamy toruńskich pierników, chociaż pochodzących z konkurencyjnej fabryki Weesego, widać wyraźnie na archiwalnej pocztówce przedstawiającej wnętrze restauracji na toruńskim Dworcu Głównym. Sto dwadzieścia lat temu lokal ten zmienił gospodarza.

"Restaurację na tutejszym głównym dworcu wydzierżawił hotelista p. Max Scheiting z Bydgoszczy (hotel Gelhorn) za 18.500 marek rocznie - informowała w pierwszej połowie grudnia "Gazeta Toruńska". - Niektórzy reflektanci podawali 40 do 45 tysięcy marek dzierżawy. Dotąd wynosiła dzierżawa 10 tysięcy marek rocznie".

Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska